Powiat Piaseczyński

Jaka powiatowa rada?

Czytając tekst Kasi Obłąkowskiej-Kubiak dotyczącej pracy rady powiatu oraz współpracy z zarządem nasuwa się tylko jedno skojarzenie: radny-bezradny. Dla mnie, jako radnej gminnej, bez zaplecza politycznego i zasiadającej w radzie gminy po raz pierwszy, jest to, przyznam szczerze, dość niepojęte zjawisko.

Pomimo, że jestem radną niezrzeszoną w żadnej partii politycznej i osobą dość niezależną w swoich poglądach, nigdy nie odczułam, aby moje wnioski, interpelacje, propozycje, czy ogólnie mówiąc, głos w dyskusji, był w jakikolwiek sposób blokowany, szykanowany czy też ignorowany. Wręcz przeciwnie. Zarówno pan Burmistrz, jak i kierownictwo gminy bardzo poważnie i z szacunkiem odnoszą się do wniosków wszystkich radnych, bez względu na ugrupowanie. Również my, jako grupa radnych gminnych, pomimo wielokrotnie dużej różnicy zdań w pewnych kwestiach, rozmawiamy, dyskutujemy, – często dość burzliwie, – jednak każdy głos i każda opinia jest tak samo ważna i na równi respektowana. A przecież praca radnego powiatowego i radnego gminy nie różni się zasadniczo niczym specjalnym. No, może obszarem działania. Wiadomo, radny gminy zajmuje się przede wszystkim sprawami dotyczącymi terenu gminy, zaś radny powiatowy, całym terenem podległym starostwu. Jednocześnie, radny gminny jest bardziej narażony na ocenę swojej pracy, ponieważ działa na konkretnym polu, związanym na ogół z jego okręgiem wyborczym lub po prostu miejscowością, w której uzyskał mandat. Niemniej jednak narzędzia pracy radnego powiatowego i radnego gminnego oraz tryb tej pracy są analogiczne.

Czy naprawdę radny powiatowy jest taki bezradny jak to opisuje Katarzyna? Zajrzyjmy, zatem do statutu powiatu piaseczyńskiego. W Rozdziale 3, §7, pkt 1. czytamy „Rada powiatu jest organem stanowiącym i kontrolnym powiatu.” Dalej, w tym samym rozdziale w §8 widnieje następujący zapis: „Do wyłącznej właściwości rady powiatu należy: 1) stanowienie aktów prawa miejscowego, w tym statutu powiatu, 2) wybór i odwołanie zarządu oraz ustalanie wynagrodzenia jego przewodniczącego, (…), 4) stanowienie o kierunkach działania zarządu powiatu oraz rozpatrywanie sprawozdań z działalności zarządu, w tym z działalności finansowej, 5) uchwalanie budżetu powiatu, (…) podejmowanie uchwał w sprawach majątkowych powiatu (….).

Ponadto, każdemu radnemu „przysługuje prawo złożenia interpelacji” (§18), a odpowiedź na nią radny otrzymuje w formie pisemnej w ciągu 21 dni. Z inicjatywą wnioskodawczą mogą również występować kluby radnych, komisje, a nawet „grupa mieszkańców powiatu posiadających czynne prawo wyborcze w liczbie, co najmniej 500 osób.” – o czym niestety, wiele osób nie wie.

Zobaczmy, teraz, w jaki sposób status określa zarząd powiatu i jego uprawnienia. W Rozdziale 5, §57, pkt 1. jest oto napisane: „Zarząd powiatu jest organem wykonawczym powiatu.” Dalej w tym samym rozdziale w §59 pkt 1, czytamy: „ Zarząd powiatu wykonuje uchwały rady powiatu i zadania powiatu określone przepisami prawa.”, zaś w kolejnym pkt3. „W realizacji zadań zarząd powiatu podlega wyłącznie radzie powiatu.” Dopełnieniem tych wszystkich zapisów jest § 67 mówiący o tym, że „Starosta lub wskazany członek zarządu składa radzie powiatu na każdej sesji sprawozdanie z działalności zarządu w okresie od poprzedniej sesji.”

Zatem odpowiedź na pytanie, kto rządzi starostwem powinna być jasna, prosta i oczywista – starostwem rządzi rada powiatu, której podlega zarówno zarząd jak i sam starosta. Skąd, więc ta cała przepychanka i trudności, o których pisze Katarzyna Obłąkowska-Kubiak i na co również wielokrotnie w swoich wypowiedziach wskazywał Piotr Kandyba? Dlaczego radni powiatowi, podejmując jakiekolwiek działania, w pierwszej kolejności nie sięgają po dane im z tytułu pełnienia funkcji, narzędzia prawne? I dlaczego, w ich opinii te narzędzia są nieskuteczne? Może warto się zastanowić, czy problemem są same narzędzia, czy po prostu ludzie.

Przykro mi to powiedzieć, ponieważ bardzo szanuję Katarzynę i cenię za wiele przedsięwzięć społecznych, które wyszły z jej inicjatywy, jednak w kontekście tego, co napisała, przyłączam się do opinii pana Dariusza Malarczyka, który określił tę wypowiedź, jako demagogię w czystej postaci.
Niestety, znakomita większość mieszkańców nie orientuje się w zawiłościach pracy zarówno władz gminnych jak i powiatowych. Często mylone są zadania i kompetencje. Użyłam słowa niestety, ponieważ, tę właśnie niewiedzę, wielu polityków wykorzystuje do jednostronnego przekazu publicznego służącego, li tylko jednemu celowi – promocję kogoś lub krytykę kogoś. Często krytyka ta nie jest sformułowana wprost, jednak cały kontekst wypowiedzi ukazuje kogoś w niekorzystnym świetle. Celowy zabieg bazujący właśnie na czyjejś niewiedzy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to „kupi”. Niby każdy z nas potrafi myśleć samodzielnie, jednak właśnie nieznajomość pewnych faktów oraz nieumiejętność spojrzenia na daną sprawę „od drugiej strony”, co często wynika z typowego lenistwa umysłowego, sprawia, że zręcznemu mówcy bardzo łatwo jest „sprzedać” swoją prawdę. Łatwiej krytykować i piętnować niż być obiektywnym.

Czytając lokalne portale społecznościowe, na których mieszkańcy wymieniają się swoimi opiniami na temat piaseczyńskich problemów i zagadnień, trudno nie zauważyć, z jaką łatwością silniejsze, odważniejsze i bardziej aktywne jednostki potrafią narzucić swoje zdanie innym użytkownikom. Zadziwiające, jak mało jest tam rzetelnej informacji i faktów, a jak dużo zwykłej propagandy. Wyraźnie jest też powszechne niezadowolenie. A przecież to nie, kto inny, a tylko mieszkańcy dają wyborczy kredyt zaufania tym samym osobom, sprawującym władzę w Piasecznie od wielu lat, w różnych konfiguracjach, czy to w strukturach gminnych czy powiatowych. Jeśli jednak dominującym kryterium, jakie jest brane pod uwagę, jest sympatia a nie faktyczne kompetencje, to trudno się dziwić, że to miasto wygląda tak jak wygląda, boryka się z dużymi problemami infrastrukturalnymi, że od lat, oprócz placu Piłsudskiego i szkoły w Józefosławiu, która od razu została wybudowana za mała w stosunku do istniejących potrzeb i z dużymi zastrzeżeniami, co, do jakości wykonania, – w tej gminie nie powstała żadna istotna inwestycja, a sama gmina nie jest atrakcyjna dla żadnego poważniejszego inwestora.

W radzie gminy, w której mam przyjemność pracować, w tej kadencji udało się wypracować taki model współpracy, który pozwala nam na rzeczowe dyskusje, a przede wszystkim na podejmowanie, często bardzo trudnych decyzji, które w perspektywie czasu będą służyły wszystkim mieszkańcom. Niekiedy, humorystycznie nazywamy tę kadencję, czasem porządkowania spraw, które zostały zaniedbane w poprzednich latach. Na współpracę z Burmistrzem raczej nie możemy narzekać, ponieważ jest on zwykle otwarty na nasze propozycje i argumenty, i trudno mu zarzucić, aby w jakikolwiek sposób utrudniał nam tę naszą pracę. My również mamy swój status, w myśl, którego, podobnie jak w powiecie, to nie burmistrz rządzi gmina tylko właśnie rada gminy. Dziwi, zatem sytuacja w starostwie przedstawiana oczami radnych powiatowych. Może w pierwszej kolejności warto się zastanowić, w czym tkwi problem, – w samej organizacji pracy, czy w ludziach skupiających się bardziej na wzajemnych relacjach zamiast na rozwiązywaniu problemu? Być może istnieją jeszcze jakieś inne przyczyny walenia głowa w mur. A może jest to zwykła kwestia podejścia.

Niedawno zwrócił się do mnie jeden z naszych mieszkańców, w sprawie, która ewidentnie podlegała starostwu. Zadzwoniłam, zatem do starostwa do pana Dariusza Malarczyka, członka zarządu, którego, nota bene, nie znam osobiście, aby mu tę sprawę przekazać. Zajął się nią od razu, bez zbędnej papierologii. To jest właśnie to, o czym mówię, wspominając o narzędziach pracy radnego. Najpierw rozmowa z odpowiednimi urzędnikami, radnymi, burmistrzem czy starostą, później ewentualne interpelacje, a jeśli te instrumenty zawiodą, zastanowienie się nad podejmowaniem działań alternatywnych, łącznie z poproszeniem o pomoc mieszkańców. Działając odwrotnie łatwo popadniemy w paranoję „Misia” Stanisława Barei, gdzie Ryszard Ochódzki mówił „(…) Jedziecie do stolicy kraju kapitalistycznego. Który to kraj ma być może nawet tam i swoje…plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!” (słowo kraj zamienne na Piaseczno).

Katarzyna Nowocin-Kowalczyk
Radna gminy


Podoba ci się:

Komentarzy (1)

  1. To po co taka radna jak nic nie może